„Pojechaliśmy tam… i nic tam nie było.”
Zazwyczaj wypowiedziane z lekkim zawodem albo wzruszeniem ramion. Bo przecież powinno się coś dziać… atrakcje, restauracje, przynajmniej kolorowe parasole na tle zachodu słońca.
Pytam: „A co miało być?”
“Tylko las, góry, strumień, jezioro.
Kilka patyków na brzegu, trochę komarów.
Poza tym … nic...”
A ja właśnie to “nic” lubię najbardziej… i to jego szukam najczęściej.
Bo są miejsca, w których nie ma sztucznych bodźców, plansz informacyjnych ani selfie-sticków w powietrzu. Jest spokój, przestrzeń i chwila oddechu. Miejsca, gdzie Wi-Fi nie działa, ale jakoś jesteś bliżej siebie. Miejsca, które się nie narzucają, po prostu są…
W takich miejscach nic się nie dzieje… I może właśnie dlatego dzieje się wszystko…
Zostaw komentarz, pytanie...